o religii; bardzo szkoda, że ci, którzy widzą w tym filmie jedynie religię, nie są w stanie spojrzeć trochę szerzej na rzeczywistość, jeśli takie filmy nie zdejmują z oczu klapek, a sprawiają jedynie, że klapki te stają się większe i cięższe, to cóż, niech ci niosą ten swój krzyż. Bo to właśnie jest film o krzyżu urojonym, o absurdzie, jako zasadzie rzeczywistości, tak, tej rzeczywistości, którą wszyscy sobie stworzyliśmy. Bóg jest zwykłym facetem, ojcem rodziny, w kapciach. To nie jest film o wielkiej religii, ani o wielkiej filozofii, tylko o tych wszystkich ludziach w kapciach, którzy są bogami i tworzą ten świat, aby był tak sp*olony. Na szczęście, jeszcze są inni ludzie; kto zwycięży?
To jest film o religii. I jej chorych szaleństwach. O tym, że wielka władza rodzi wielką odpowiedzialność ale religie mają to w du...e.
Wskaż mi, gdzie chociażby takie chrześcijaństwo ma to w du*ie. Generalnie nawet Stary Testament ukazuje, jakie błędy popełniali ludzie przy władzy, tacy jak król Dawid, i ile kosztować to musiało społeczeństwo, jego poddanych. W NT ewangelie de facto nie mówią dużo stricte o władzy państwowej. Dla Chrystusa nie była to sprawa pierwszorzędna i odnosił się do tego trochę z dystansem, ważniejsze było postępowanie wynikające z moralności, co przekłada się na wszystkie dziedziny życia, w tym oczywiście na sprawowanie władzy.
-"Nie wiesz, że mam władzę cię uwolnić i mam władzę cię ukrzyżować?"
-"Nie miałbyś nade Mną żadnej władzy gdyby ci nie była dana z góry. Dlatego ten, który wydał ci Mnie, ma większy grzech".
Jezus mówi tutaj pośrednio o odpowiedzialności. Odpowiedzialności tych, którzy powierzają urzędy w wojsku, administracji i tak dalej. Nie zbywa tego pytania milczeniem, a podejmuje odpowiedź. Z jednej strony nasuwa się szacunek wobec ludzi sprawujących władzę (nie nadużywajmy naszej władzy, bo dano nam ją z góry i może nam zostać odebrana), z drugiej strony Jezus rozumie, że Piłat po prostu wypełnia swoje obowiązki i respektuje panujący porządek, wprowadzony przez Imperium Rzymskie.
Jezus mówił jednak o Królestwie Bożym, wobec którego te ziemskie są tylko marnością. Tyle.
Jedna z Ewangelii, nie pamiętam która, przytacza słowa Jana Chrzciciela, który widząc, że urzędnicy i poborcy podatkowi przyszli się ochrzcić, nawołuje swoich uczniów do tego, żeby nie robili nic więcej ponad to, co zostało rozporządzone, a służącym w wojsku polecił, żeby nikogo nie plądrowali i zadowolili się swoim żołdem. Jest to zachęta przestrzegania prawa stanowionego.
Są jeszcze słowa Jezusa do apostołów: "Wiecie, że ci, którzy zdają się przewodzić narodom, panują nad nimi przemocą, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak jednak jest wśród was; lecz kto wśród was chciałby zostać wielkim, będzie waszym służącym, a kto chciałby wśród was być pierwszym, będzie niewolnikiem wszystkich".
No chyba, że chodziło Ci o religie jako instytucje takie jak Kościół a moje wypociny poszły na marne :D
"Bóg mieszka w Brukseli" :-) Może zacznijmy od tego interpretację? Pójdziemy wtedy w całkiem innym kierunku. Banan ma być prosty, ślimak to ryba itd ;-) . Co do jednego masz bez wątpienia rację. Religia i kościół nie są tożsame. Pozdrówka
Film jest naprawdę dobry. Ja akurat uważam, że religia w filmie ma bardzo małe znaczenie. To jest film o ludziach, o spełnianiu cudzych oczekiwań, o ślepym podążaniu za innymi, o bezcelowym życiu i tkwieniu w kłamstwie. O ludziach, którzy w tym wszystkim gubią siebie i których obudzić może tylko świadomość uciekającego czasu. A Bóg? Ot, stary nieszczęśliwy typ w kapciach, do którego modlą się owieczki, a on tylko się chichra i popija flaszeczkę.
A nawet nie modlą. Bóg to tu właściwie człowiek, tylko bardziej złośliwy. Czy ktoś się do niego modli? Zgadzam się z Tobą, też odczytuję ZNT jako film o ludziach, a nie religiach. O absurdach społecznych, które utrwalają się i udają objawione przez boga czy przedwieczne, ale są do zmiany, jeśli tylko ludzie się za te zmiany zabiorą.
Symbolika symboliką, w porządku. Wszystko zależne od interpretowania tego co się ogląda. Mimo całej otoczki wokół filmu, opisu, plakatów etc. - przepełnionej jednak religią - to ja osobiście traktowałem ten obraz jako symbolikę rodziny i bycia "Bogiem" samozwańczym, "panem i władcą" m4 i jego mieszkańców. Z odpowiednim narzuceniem konkretnych ról dla tych mieszkańców.
Odbieram tu religię trochę jak grę konwencją. Tłem, puszczeniem oka do obowiązujących zasad. Na podstawie takiej bazy można było coś zbudować... Niestety poza o dziwo kilkoma ciekawymi scenami (jak nagrywanie dubbingu i odnalezienie się przy tym tej dwójki bohaterów, a także problemu męskiej prostytucji we Francji) to mamy kicz.
Kicz, kiczem, kicz pogania w tym filmie. Po raz pierwszy miałem wrażenie siedząc w kinie, że twórcy dopisują sobie do słabo wymyślonych postaci, i kompletnie nie przemyślanych relacji, które jednoczą je nawzajem coś więcej. Coś na kształt "sztuki"? Bo jak inaczej odbierać "metafizyczne" cholernie słabe efekty specjalne z ptakami? I tak jest co chwilę. Samotna kobieta i Goryl? Symbolika, ok, ale nie z taką ilością absurdu i łopatologii. Snajper i kaleka? Już bardziej wierzę w goryla....
Można mówić o tym, że przypadek rządzi dzisiejszym światem, a bezradni ludzie dopisują sobie do tego porządek i sens. Ale ten film jest jak wypracowanie w szkole , gdzie tematem zadanego wypracowania jest "temat dowolny". Osoba przystępuje do pisania, wybiera sobie powiedzmy wpływ rodziny na jednostkę, lub religii na jednostkę i zaczyna pisać. Problem jest taki, że nie ma konkretnego pomysłu na całość opowiadania, a raczej na pojedyncze sceny, gagi, a napisać coś musi, bo za 2 godziny skończy się czas na pisanie i trzeba oddać pracę do oceny....