Bardzo lubię tę aktorkę, ale, być może to tylko moje wrażenie, w tym filmie zagrała fatalnie. Każda reakcja jakby przesadzona, zbyt wymianierowana, a przez to strasznie irytująca. Dziwi mnie tutaj jej kreacja aktorska, bo w większości swoich poprzednich dzieł była co do zasady świetna i niesamowicie wczuwała się w dane postaci. W tym filmie miałem natomiast wrażenie, że w ogóle nie chciało jej się grać i tak jakby na siłę popisywała się swoimi umiejętnościami. Jestem ciekaw waszej opinii.
Według mnie jej rola jest ciekawa - wszak Meryl zwykle gra kobiety o twardym charakterze, silne, zdecydowane. Do takiego jej wizerunku jestem przyzwyczajona. A tu? Niepewna, trochę rozchwiana, zagubiona. Myślę, że to było dla niej wyzwanie. Oczywiście, że wolę ją w rolach silnych babek. Ale i tu dała radę, według mnie ona nigdy nie zawodzi. Zmanierowanie było chyba częścią postaci.
Zgadzam się całkowicie. Ja również wolę Meryl w rolach kobiet o silnych charakterach (przynajmniej jeśli wziąć pod uwagę jej kreacje z XXI w.), ale tutaj jej rola też jest dobra. Na pewno nie wybitna i nominacji bym jej nie przyznał, ale nie zawodzi. Po prostu dobre rzemiosło - tylko tyle i aż tyle.
Ja uważam, że to Meryl utrzymała cały film. Świetnie zagrała na początku niepewność, brak poczucia własnej siły i wartości, ale też dużą uczciwość wobec siebie i wobec przyjaciół aż do samego końca. To Key jest główną bohaterką tego filmu - bo reszta, razem z Hanksem przy niej nikną.
Np. W scenie przy śniadaniu - Hanks ginie przy Meryl - mimo, że i Hanks jest przecież fajnym aktorem.
Świetna jest scena rozmowy telefonicznej - w której wszyscy naskakują na nią czy drukować artykuł czy nie. Albo jej rozmowa z McNamarą - tj. przyjacielem przecież i to jej spokojne tłumaczenie, że nie może inaczej, że raport musi się ukazać. Zrobiła to z klasą - nie wbijała facetowi noża w plecy.
Ale najlepsza jest scena, kiedy wszyscy gromadzą się w jej domu - razem z Hanksem i całą czeredą facetów - a Meryl w luźnym, eleganckim szlafroku chodzi po pokoju i ostatecznie decyduje o tym, że wydają artykuł i że ona bierze wszystko na siebie, a później mówi, że idzie spać i wychodzi:) Aktorka zagrała koncertowo. Spokojnie, z tłumionymi uczuciami, elegancko, bez szarży.
Dokładnie TAK.... ona zagrała swoją rolę IDEALNIE! A to, że wpadła do szuflady mocnych kobiet i potrafiła z niej wyjść to dodatkowy plus.
Mam podobne odczucia. Oglądało mi się ją bardzo dobrze i również uważam, że to ona jest główną postacią filmu - postacią stonowaną, elegancką, powściągliwą zarówno przez niepewność, jak i kulturę oraz wychowanie (z czasów, kiedy kobiety nie miały prawa głosu i podczas poważnych rozmów wychodziły, co jest przedstawione w filmie).
Zgadzam się. Zagrała słabo. A najgorsze że chwilami leciała zaśpiewem Julii Child z filmu Julia i Julia. Okropność.
Meryl Streep jest dobrą aktorką, ale jest też aktorką przecenianą, nagradzaną za bardzo wyraziste postaci i teatralne gesty, manieryzmy. I tak, postać była żadna, a gesty bardzo przesadzone. Arsenał jej gestów jest ograniczony i trochę odtwarzany, ale Hollywood tak bardzo kocha swoją matronę, że nie zważa na to, że po jakimś czasie nie widzimy już postaci, które gra, a samą Meryl.
"Spokojnie, z tłumionymi uczuciami, elegancko, bez szarży." - ciekawe, ja tu widzę wieczne jąkanie i trzęsienie rękami/głową oraz dużo "oh"
"Zmanierowanie było chyba częścią postaci." - co ciekawe, bardzo wiele jej występów właśnie tak się uzasadnia, ale manieryzmy są typowe dla aktorki
Tez bys sie zmanierowała .
Zagrała doskonale. Taka miała być, niedorastająca do roli, przestraszona ale w końcu powiedziała sobie "A co mi tam, niech to wszystko szlag trafi" i rzuciła kości. I wygrała. Hej!
Jak dla mnie jest to pierwsza od kilku lat rola Streep, w której naprawdę dobrze mi się ją oglądało.
No nie zawsze, niekiedy potrafiła zagrać ciekawie i subtelnie. Czasami taki styl odpowiada do granych przez nią postaci, ale tu wypadła fatalnie.
W pełni się zgadzam. Zagrała na odwal, postać papierowa, dwuwymiarowa... Przykro patrzeć. A film nudny jak flaki z olejem.
Jak dla mnie na pewno nie zagrała fatalnie, ale jednak po raz pierwszy od jakiejś dekady (od "Wątpliwości") nominacja jest, moim zdaniem, dana na wyrost. Cóż, zdarza się :)
Prędzej bym to o T.Hanksie powiedział, Streep gra właśnie zupełnie inaczej niż np. w Boskiej Florence.
"poprzednich dzieł" ?
Przecież peruka od dobrych dziesięciu lat gra tą samą rolę i to dokładnie
przy użyciu tych samych środków. A i wcześniej już robiło się krucho.
Zacznij może oglądać dobranocki, pora powrotu do dzieciństwa, bo to ty już odbierasz na oparach... Meryl zagrała fenomenalnie, jak zawsze, a może jeszcze lepiej... Nie będę wplątywać się w szczegóły i tłumaczyć, bo nie zasługujesz...
Mam dokładnie tak samo. Tom Hanks bije ją na głowę. W scenach z Hanksem wygląda komicznie. W zestawieniu ze świetnym aktorem przykro na nią patrzeć.
Wyśmienita rola Meryl Streep. Finezyjna i stąd kłopoty naszych "krytyków filmowych" :D